Powrót do źródeł

Lednica jako miejsce chrztu pierwszego króla Polski jest w sposób szczególny związana z tajemnicą chrześcijańskiego wtajemniczenia. Chrzest to nie tylko sakrament, który zazwyczaj przyjmujemy w dzieciństwie, ale to program chrześcijańskiej formacji.

Po Soborze Watykańskim II możemy obserwować odnowę katechumenatu, czyli przygotowania dorosłych do przyjęcia sakramentu chrztu. Równocześnie zaczęły się pojawiać wspólnoty, które w swojej formacji inspirowały się katechumenatem, jednak skierowane były do osób wierzących. Za każdym razem chodziło o ponowne odkrycie łaski chrztu.

Jedną z takich wspólnot jest Droga Neokatechumenalna. Papież Benedykt XVI zatwierdził w 2012 roku treść trzynastu tomów Dyrektorium Katechetycznego Drogi Neokatechumenalnej. Był to kolejny krok (po zatwierdzeniu Statutu w 2008 roku) prowadzący do uznania specyfiki neokatechumenatu w Kościele powszechnym. Papież stwierdził, że Kościół uważnie towarzyszy tej inicjatywie „w cierpliwym rozeznaniu, rozumiejąc jej bogactwa, ale troszczy się także o komunię i harmonię całego Ciała Kościoła”.

Kiko Argüello, inicjator Drogi Neokatechumenalnej, wspomina o zainteresowaniu, jakim cieszy się ta inicjatywa również wśród prawosławnych duchownych. Warto przytoczyć fragment rozmowy przeprowadzonej z nim przez KAI. „Rozmawialiśmy ze śp. patriarchą Aleksym, ówczesnym metropolitą Cyrylem czy biskupem Hilarionem. Mówiliśmy jasno, że nie chcemy nikogo nawracać, ale że odczuwamy problemy tego społeczeństwa zniszczonego komunizmem – brak wiary, szerzący się alkoholizm, samotność itp. Podkreślaliśmy, że chcemy pomagać naszym braciom i że możemy ofiarować naszą metodę wtajemniczenia chrześcijańskiego również Kościołowi prawosławnemu. Rozpoczęliśmy Drogę także w wielu parafiach greckokatolickich, gdzie celebruje się liturgię wschodnią, tak jak w prawosławiu. Dzięki temu proboszczowie prawosławni dostrzegli możliwość, a także potrzebę otwarcia się na Drogę Neokatechumenalną. Prawosławni hierarchowie ze swojej strony też bardzo zainteresowali się naszą propozycją. Odwiedzili nas. Obecnie jesteśmy w kontakcie z patriarchą Cyrylem, stojącym na czele Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego”.

Czytając te słowa, coraz bardziej jestem przekonany, że ponowne odkrycie sakramentu chrztu i katechumenatu jest najpilniejszą potrzebą pastoralną naszych czasów. Przekonanie swoje opieram nie tylko na jasnych i jednoznacznych wytycznych zawartych w dokumentach Kościoła, ale również na wypowiedziach teologów. Ich bijący na alarm głos słyszymy już od wielu lat. Przytoczę opinię protestanta, prawosławnego i katolika.

Protestancki teolog Karl Barth jeszcze na początku XX wieku pytał: „Dlaczego pomiędzy nami jest tak wielu sennych chrześcijan, a tak mało chrześcijan wyznających swoją wiarę? Właśnie dlatego, że chrzest jest przyjmowany nieświadomie, co prowadzi do chrześcijaństwa ludowego”. Nie chodzi tutaj jedynie o sam fakt chrztu dzieci, ale o to, że powinien on prowadzić do wzrostu wiary.

Czterdzieści lat temu ten sam temat poruszał znakomity liturgista prawosławny Alexander Schmemann. W książce poświęconej sakramentowi chrztu pisał: „Wiedza o paschalnym wymiarze chrztu jest czymś więcej niż prostym zapoznaniem się z jeszcze jednym interesującym rozdziałem historii liturgii. W rzeczy samej jest to jedyna droga ku pełniejszemu pojmowaniu tego sakramentu, jego znaczenia w życiu Kościoła i w naszym osobistym chrześcijańskim życiu. I właśnie jak nigdy dotąd w naszych czasach potrzebujemy pogłębionego zrozumienia tego podstawowego sakramentu chrześcijańskiej wiary i chrześcijańskiego życia. Dlaczego? Po prostu dlatego, że chrzest jest nieobecny w naszym życiu. Oczywiście, jeszcze jest uznawany za oczywistą konieczność, niebudzącą wątpliwości. Ciągle jest udzielany w naszych kościołach i przyjmowany jako coś «rozumiejącego się samo przez się». Jednak, nie zważając na to wszystko, ośmielę się twierdzić, że w rzeczywistości jest on nieobecny i że ta «nieobecność» jest przyczyną tragedii Kościoła w naszych czasach”.

I na koniec wypowiedź sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego – może najbardziej dramatyczna w swoim wyrazie. „Ciekawe, że wtedy, kiedy rodzina chrześcijańska była jeszcze tym, czym miała być, nie było w Kościele żadnej nauki religii, żadnej katechizacji, a chrześcijaństwo było o wiele bardziej żywe, dynamiczne. Dzisiaj dzieci coś tam słyszą na lekcji religii, jakąś teorię, a w domu stwierdzają, że to jest gadanie ponad głowami, piękne frazesy, bo przecież tak nigdzie nie jest. Gdy dziecko dochodzi do używania własnego rozumu, to po prostu przestaje w to wszystko wierzyć, bo codziennie spotyka się z zaprzeczeniem tego, o czym słyszało na religii. Po wielu latach nauki religii wyrastają nam ciągle nowe pokolenia pogan, analfabetów życia religijnego, co najwyżej pokolenie niemowląt w Chrystusie, chrześcijan żyjących cieleśnie, dla których ideał życia chrześcijańskiego to tylko legendy i życiorysy świętych ze średniowiecza czy starożytności. (…) Nie ma innej drogi ratunku dla Kościoła, jak znaleźć na nowo drogę do formowania dojrzałych chrześcijan, czyli przywrócić katechumenat. Parafia, która nie będzie miała autentycznego katechumenatu – umrze”.

Tego typu wypowiedzi moglibyśmy znaleźć dużo więcej. Jeśli poważnie mamy myśleć o ewangelizacji czy re-ewangelizacji, konieczne wydaje się sięgnięcie do starożytnych wzorców, do czego bardzo zdecydowanie zachęca nas Kościół. Niezależnie od tego, w jakim miejscu na ziemi posługujemy: w Krakowie, w Petersburgu, Rzymie czy Kijowie, na Lednicy czy w Poznaniu, katechumenat jest dla nas wzorem wszelkiej katechizacji dorosłych. Parafia, która nie będzie miała autentycznego katechumenatu – umrze.